Tajemnica srebrnych kielichów (Kiki dowiaduje się o przestępstwie)

Pierwszy rodział detektywistyczej powieści dla młodzieży

Tajemnica srebrnych kielichów (Kiki dowiaduje się o przestępstwie)

Brigitte Krautgartner


Tajemnica srebrnych kielichów

ISBN: 978-83-7516-439-8
Wydawnictwo Święty Wojciech 2013

Dwa rozdziały z pierwszej części serii "Kiki rozwiązuje zagadkę".

Jest to powieść detektywistyczna dla młodzieży w wieku 11-15 lat, dziejąca się w opactwie benedyktyńskim w górach, do którego przybywa nastoletnia Kiki. Jej wujek jest zapracowanym opatem przeorem tego klasztoru, więc dziewczynka – trochę z nudów, a trochę z ciekawości – na własną rękę rozpoczyna śledztwo dotyczące zaginięcia słynnego zbioru Lamentium

Kiki dowiaduje się o przestępstwie

Autobus, kołysząc się, zmierzał powoli ku przystankowi końcowemu. Był prawie pusty. Tylko w pierwszym rzędzie, tuż za kierowcą, siedziały dwie starsze, pogrążone w wesołej rozmowie panie.

Kiki wyglądała przez okno. Już z daleka rozpoznała stojącą swobodnie na przystanku ciemną postać. Wujek Nick dotrzymał słowa i przyszedł osobiście, żeby odebrać gościa. Kiki właśnie tego się zresztą spodziewała.

Gdy autobus się zatrzymał, dziewczynka chwyciła plecak i wysiadła. Kierowca otworzył już luk bagażowy i podał wujkowi Nickowi walizkę Kiki.

— Proszę, oto bagaż młodej damy, ojcze opacie — oznajmił z uśmiechem, po czym podbiegł, aby pomóc wysiąść obu starszym kobietom.

Kiki przeszedł dreszcz. Chociaż świeciło słońce, było zimno.

— Witaj, Kikułeczko! — powiedział wujek Nick, uśmiechając się od ucha do ucha. — Cieszę się, że jesteś — potem zlustrował dziewczynkę wzrokiem. — Chłodno tu u nas w górach, co? Masz prawdziwą gęsią skórkę!

— Zimno u was jak na biegunie północnym — odparła Kiki. Potem ujęła rękę wuja i mocno nią potrząsnęła. — Cześć, wujku. Urosłeś, odkąd widziałam cię ostatnio.

Wujek Nick objął dziewczynkę wolnym ramieniem i tak oboje ruszyli przed siebie główną ulicą wioski. Minęli cukiernię, kiosk i kwiaciarnię. Przeszli przez plac przed kościołem, a wujek Nick pozdrawiał napotkanych przechodniów. Znał ich wszystkich z nazwiska. Z niektórymi zamienił nawet parę słów. Potem opat i Kiki razem weszli spokojnym krokiem na wzgórze, na którym wznosił się klasztor.

Tak naprawdę spokojnym krokiem szedł tylko wujek, bo Kiki, która miała o wiele krótsze nogi, musiała wytężać siły, aby dotrzymać mu kroku.

Gdy przeszli przez pierwszą bramę, a Kiki złapała oddech na tyle, by móc znowu bez trudu mówić, zwróciła się do opata:

— Wujku, czy możesz mi teraz powiedzieć, dlaczego nagle powiedziałeś, żebym do ciebie nie przyjeżdżała? Wiesz przecież, jak bardzo cieszyłam się na ten wyjazd. Jesteś na mnie zły?

Wujek Nick westchnął:

— Ależ nie, dlaczego miałbym być na ciebie zły? Mam tu teraz dużo zmartwień i nie wiem, czy okażę się tak dobrym gospodarzem, jakim bym chciał być.

— Zmartwień? — powtórzyła Kiki, uważnie przypatrując się wujowi. Uznała, że wyglądał tak, jak zawsze — był bardzo wysoki i szczupły, miał czarne włosy, ostrzyżone tak krótko, że wyglądały prawie jak u żołnierza. Na twarzy opata widać było już kilka zmarszczek, ale przecież rok wcześniej skończył on pięćdziesiąt lat, więc dziewczynka stwierdziła, że nie było w tym nic dziwnego. Zauważyła również, że wujek wciąż nosił swoje stare okulary. Od dawna uchodziły one za niemodne i Kiki za każdym razem powtarzała mu, że powinien sobie sprawić nowe. Wuj odpowiadał zaś, że uczyni to przy najbliższej okazji i że nosi się z taki zamiarem już od dawna.

— Jakie zmartwienia? — zapytała ponownie dziewczynka.

— Nie dasz mi spokoju, prawda? — powiedział wujek Nick. — No dobrze, opowiem ci. Pewnie lepiej będzie, jeśli dowiesz się o tym ode mnie. Muszę cię jednak poprosić, żebyś to, co usłyszysz, zachowała dla siebie i nie mówiła o tym nikomu. W przeciwnym razie możesz utrudnić prowadzenie śledztwa.

Kiki przestraszyła się. Śledztwo!

— Wiesz co, najlepiej będzie, jeśli wstąpimy do klasztornej gospody. O tej porze niewiele się tam dzieje i będę mógł ci w spokoju wszystko opowiedzieć.

 

Przeszli przez dziedziniec i wujek Nick otworzył oszklone drzwi gospody. Sala, do której weszli, była ciepła i ciemna. Z ustawionego gdzieś w kącie radia płynęła cicha muzyka.

— Możemy tu posiedzieć? — zapytał wujek Nick.

Kiki skinęła głową i usiadła na drewnianej ławie. Wuj zajął miejsce naprzeciwko i rozejrzał się dyskretnie dookoła. Przy stolikach nie było nikogo.

Dopiero po chwili dziewczynka zauważyła, że za barem stała siwowłosa kobieta. Miała na sobie Dirndl* i była zajęta czyszczeniem maszyny do espresso. W pewnej chwili podniosła wzrok, zauważyła gości i podeszła do ich stolika.

— Ach, ojciec opat! — wykrzyknęła. — Cieszę się, że ojciec znów zawitał w moje skromne progi.

— Szczęść Boże, pani Reisinger! — odpowiedział wujek Nick. — Rzeczywiście dość dawno się już nie widzieliśmy. Ale to nie moja wina. To w końcu pani wciąż jeździ po całym Bożym świecie!

— Postanowiłam, że kończę z tym. Mogę to ojcu dać na piśmie. To był urlop, w czasie którego ani trochę nie odpoczęłam. Wręcz przeciwnie — to teraz potrzebuję odpoczynku!

— Cóż takiego złego może być w Grecji? — zapytał z uśmiechem wujek Nick.

— Złego to mało powiedziane! — zajęczała pani Reisinger. — Było tak gorąco, że w ogóle nie mogłam spać. No i ten Anton z jego miłością do starych kamieni. Ciągał mnie od jednych wykopalisk do drugich. Niech ojciec uwierzy, że nie obchodzi mnie to, jak żyli starożytni Grecy przed trzema tysiącami lat. Ale Anton przepada za takimi rzeczami. — A po krótkiej przerwie dodała: — Skaranie Boskie z tymi mężczyznami!

Wujek Nick potwierdził skinieniem głowy. Wtedy gospodyni wreszcie spojrzała na Kiki i zapytał ją:

— Czego młoda dama sobie życzy?

Dziewczynka, która już się ogrzała, zamówiła mrożoną herbatę.

— To dobry pomysł — stwierdził jej wuj. — Ja też o to poproszę. I może zapaliłaby nam pani świeczkę, wtedy zrobi się tu jeszcze przytulniej.

Pani Reisinger sięgnęła pod fartuch do kieszeni i wyciągnęła z niej plastikową zapalniczkę. Zapaliła świecę, po czym zniknęła za barem.

— Ona chyba nie lubi wyjeżdżać na wakacje, prawda? — zapytała Kiki.

Na twarzy wujka Nicka zakwitł szelmowski uśmiech.

— Cooo takiego? Przez cały dzień nie myśli o niczym innym. Ledwo tylko skądś wraca, zaczyna studiować foldery biur podróży. Gdyby mogła, byłaby teraz pewnie na Karaibach i wylegiwała się na plaży.

— Dlaczego w takim razie tak narzeka? — zapytała Kiki niepewnie.

— A, o to ci chodzi — powiedział opat — to taka poza. Pani Reisinger tylko udaje, że nie lubi podróżować. Jeszcze nie odkryłem, dlaczego tak robi.

— To przecież chore! — stwierdziła Kiki.

— No cóż, ludzie już tacy są — odparł wujek Nick. — Mówią jedno, a robią co innego. Jest tyle rzeczy, które nie mają nic wspólnego z logiką. Ale pani Reisinger to i tak niegroźny przypadek. Przynajmniej wiadomo, o co jej chodzi. No i jest bardzo dobrym człowiekiem.

Kiki zauważyła, że gdy wuj wypowiadał ostatnie słowa, jego twarz przybrała zatroskany wyraz.

— Wyglądasz na bardzo zmartwionego — stwierdziła. — Co takiego się stało?

Wujek Nick westchnął głęboko.

— A więc wygląda to tak — powiedział. Urwał jednak, bo do ich stolika podeszła akurat pani Reisinger, niosąc napoje. Gdy odeszła, opat zaczął od nowa:

— No cóż, zawsze bardzo się cieszę, gdy cię widzę. Sama zresztą o tym wiesz.

Tak, Kiki wiedziała o tym. Mimo że wujek Nick już od wielu lat żył w położonym w górach opactwie benedyktynów, regularnie odwiedzał dziewczynkę i jej rodziców. Czasem wybierali się na wspólne wycieczki we czwórkę, a czasem wuj zabierał dokądś samą Kiki. Był wtedy ubrany zupełnie normalnie i nie nosił czarnego habitu mnicha, który teraz miał na sobie. Kiki zdała sobie sprawę, że prawie nic nie wiedziała o zawodzie swego wujka i osobliwym życiu, które prowadził.

— Zawsze cieszę się, gdy widzę któreś z was. Ale ciebie lubię najbardziej — musisz mi uwierzyć. Naprawdę. Wcale nie chciałem, żebyś zrezygnowała z przyjazdu tutaj. Byłoby jednak prawdopodobnie lepiej, gdybyś odwiedziła mnie trochę później, kiedy już damy sobie radę z trudną sytuacją, jaka mamy tu w tej chwili.

Kiki przestraszyła się. Słowa „trudna sytuacja” wujek wypowiedział bardzo ponurym głosem.

— Macie problemy? — zapytała.

— Jeszcze jakie — odparł wujek Nick. — I chciałbym cię jeszcze raz bardzo prosić o to, żebyś nikomu nie opowiadała o naszej rozmowie.

Kiki zacisnęła usta i położyła na nich prawy palec wskazujący na znak milczenia. Wujek Nick westchnął.

— Otóż jest tak, że ostatnio z naszego skarbca zniknęły cenne przedmioty — kielichy, świeczniki, kilka kadzielnic i krzyże.

Kiki milczała.

— To w zasadzie nic nadzwyczajnego, takie rzeczy wciąż się zdarzają, zwłaszcza wtedy, gdy gdzieś przechowuje się tak cenne egzemplarze, jak w naszym klasztorze.

— Byłeś już na policji? — zapytała Kiki.

— Tak — odparł opat. — Pod koniec zeszłego tygodnia. Musiałem dokładnie opowiedzieć wszystko po kolei, a policja spisała protokół. Potem przyszli do nas ludzie z ekipy zabezpieczającej ślady. Tak jak w filmie — takie rzeczy robi się naprawdę. Nie przyglądałem się jednak ich pracy, bo nie miałem na to czasu. Naprawdę mam nadzieję, że policja złapie sprawców tak szybko, jak to tylko możliwe.

— Pokażesz mi kiedyś skarbiec? — zapytała Kiki.

— Lepiej nie — odrzekł wujek Nick. — Policjanci co prawda, kiedy już dokładnie wszystko obejrzeli, pozwoliła nam tam wchodzić. Poprosiłem jednak wszystkich, żeby do czasu wyjaśnienia sprawy trzymali się od niego z daleka. Nigdy przecież nie wiadomo — przebywanie tam może narazić kogoś na niebezpieczeństwo. Chodzi mi o to, że złodziej mógłby tam wrócić i próbować znów coś ukraść. Ja w każdym razie nie chciałbym go spotkać.

— A więc to dlatego nie chciałeś, żebym przyjeżdżała. Nie chciałeś narażać mnie na niebezpieczeństwo — stwierdziła dziewczynka.

Wujek Nick pokiwał głową.

— No, ale potem wynikła sprawa z wyjazdem twoich rodziców...

— Nie mogli tego przełożyć — powiedziała Kiki.

— Wiem. Cieszę się przecież, że teraz lepiej się między nimi układa. No i taka romantyczna podróż to oczywiście wspaniała sprawa.

— A skąd ty znasz się na romantycznych podróżach? — zapytała Kiki i spojrzała na wuja z rozbawieniem.

Wujek Nick wyglądał na zakłopotanego, ale nic nie odpowiedział.

 

Kiki wypiła duży łyk mrożonej herbaty. Miała słodki, cytrynowy smak — smak, który dziewczynka lubiła szczególnie latem.

— Obiecuję, że będę bardzo grzeczna — powiedziała. — Nawet nie będę zbliżać się do skarbca. Będę robiła wszystko, co zechcesz, ale proszę, pozwól mi tu zostać! Nie chcę do babci. Tam jest tak nudno! Wcale nie będzie mi przykro, jeśli nie będziesz miał dla mnie dużo czasu.

Wujek Nick westchnął. Pociągnął spory łyk ze swojej szklanki, po czym za pomocą wykałaczki wyłowił plasterek cytryny, który wrzuciła do herbaty pani Reisinger i odłożył ją do popielniczki.

— Wcale nie chcę cię odsyłać — powiedział. — Bardzo się przecież cieszyłem, że znowu będę mógł cię zobaczyć. Proszę cię tylko o to, żebyś zachowywała się rozsądnie i nie wchodziła do skarbca. I do kościoła najlepiej też nie — w końcu znajduje się tuż obok. Oczywiście nie mówię o porach, kiedy odprawia się w nim msze. Złodziej wie, kiedy w kościele są ludzie i na pewno będzie omijał go wtedy szerokim łukiem. Byłoby głupio tak ryzykować ... Nie zrozum mnie źle, Kiki. Nie chcę, żebyś czuła się jakoś ograniczona. Ale nie chciałbym też, byś wpakowała się w kłopoty. Rozumiesz?

— Rozumiem — odparła dziewczynka. Cóż w końcu mogła odpowiedzieć...

 

Gdy wypili herbatę i zapłacili, wujek Nick rzekł:

— Kiki, odprowadzę cię teraz do pokoju. Możesz czuć się jak u siebie w domu i jeśli masz ochotę, pooglądać trochę telewizję. Pan Weber zamontował nam parę tygodni temu nową antenę satelitarną. Odbieramy teraz sto pięćdziesiąt trzy kanały, ale większości z nich jeszcze nie sprawdziłem. Po prostu nie mam na to czasu.

Dziewczynka zaśmiała się.

— W takim razie musisz lepiej planować swój dzień. Tak powtarza mama, kiedy mówię jej, że nie mam czasu, żeby ćwiczyć grę na pianinie.

— Cóż — powiedział wujek Nick. — U nas w klasztorze wygląda to tak, że mamy stały program dnia. Wymyślił to w zasadzie już Święty Benedykt. Napisał on dla naszych klasztorów coś w rodzaju regulaminu, w którym bardzo dokładnie powiedziane jest, kiedy mamy się modlić, kiedy pracować, a kiedy odpoczywać.

— A o jedzeniu nie ma tam mowy? — zapytała Kiki.

— Ależ tak, oczywiście! Jest i czas na jedzenie — odparł wujek Nick. — À propos, może jesteś głodna? Jeżeli tak, wpadniemy do kuchni do siostry Pryscylli i coś przekąsimy. To nawet po drodze.

Rzeczywiście tego dnia Kiki niewiele jeszcze jadła i dlatego z chęcią przystała na tę propozycję. Siostra Pryscylla, wysoka, młoda zakonnica o wesołych oczach poczęstowała dziewczynkę jabłkiem i ciastem orzechowym.

— Do lodówki w twoim pokoju włożyłam karton soku pomarańczowego — powiedziała do Kiki. A potem wróciła do pracy, polegającej na czyszczeniu marchewek, w czym pomagał jej bardzo stary — jak wydawało się dziewczynce — człowiek na wózku inwalidzkim.

 

— Czy mój pokój będzie obok twojego, wujku? — zapytała Kiki, gdy wyszli z kuchni.

Wuj potrząsnął głową.

— Obawiam się, że to niemożliwe.

— Och, proszę! — nie ustępowała dziewczynka. — Może mógłbyś to tak zorganizować. Moglibyśmy potajemnie porozumiewać się w nocy, pukając w ścianę. Słyszałam, że robili tak kiedyś ludzie zamknięci w rosyjskich więzieniach. Ależ to by była przygoda!

— Kiki, to niemożliwe — powtórzył wujek Nick. — Z powodu klauzury.

— Klau-czego? — zapytała Kiki.

— Klauzury. To coś w rodzaju przestrzeni chronionej — wyjaśnił wujek Nick. — Do klauzury w klasztorze męskim nie mają wstępu kobiety, a do klauzury w klasztorze żeńskim nie może wchodzić żaden mężczyzna.

— Aha — powiedziała Kiki, która nadal nie rozumiała sensu tego wszystkiego. — I wymyślił ją Święty Klaus. Stąd jej nazwa, prawda?

— Nie — odparł z lekkim rozdrażnieniem opat. — Słowo „klauzura” pochodzi z łaciny i oznacza przestrzeń zamkniętą. Dziś nazwalibyśmy to raczej terenem prywatnym. A ponieważ my, mnisi, zdecydowaliśmy się zrezygnować z posiadania żony czy dziewczyny, do klauzury nie wolno wchodzić żadnej osobie płci żeńskiej na znak tego, że traktujemy wybrany sposób życia poważnie.

— Tere fere! — zawołała Kiki. — Jak gdyby zakochany mnich nie mógłby się spotkać z damą swego serca gdzie indziej! A poza tym zapominasz, że jestem jeszcze dzieckiem i wcale nie nadaje się na czyjąś żonę czy ukochaną.

— Masz rację — przyznał wujek Nick. — Obawiam się jednak, że mimo to musimy uszanować prawo klauzury.

— Nie mógłbyś zrobić dla mnie wyjątku? — zapytała dziewczynka — przecież jako opat jesteś tu jakby szefem.

— No właśnie — powiedział wuj. — Jestem tutaj szefem i gdybym robił coś nietypowego, na przykład udzielił komuś specjalnego pozwolenia na wstęp do klauzury, ludzie wszyscy zaczęliby pytać, co tu się dzieje. A teraz, kiedy ludzie są zaniepokojeni z powodu kradzieży... Coś takiego naprawdę nie jest mi potrzebne. Przykro mi, Kiki, ale musisz spać w pokoju gościnnym. Przynajmniej na razie.

— Dlaczego właściwie prosiłeś mnie, żebym nie rozmawiała z nikim o skradzionych przedmiotach, skoro i tak wszyscy o tym wiedzą? — zapytała Kiki.

— Poprosiłem o milczenie wszystkich, z którymi rozmawiałem — a więc także mnichów i pracowników klasztoru — odparł opat. — Nie chcę, żeby sprawa została rozdmuchana. Im więcej będzie się o tym mówiło, tym większa groźba, że właśnie to się zdarzy. Jeżeli policja będzie mogła prowadzić śledztwo, to cały koszmar być może niedługo się skończy.

Wypowiadając ostatnie słowa, wujek Nick otworzył jakieś drzwi. Położone za nimi po lewej stronie kamienne schody prowadziły na górę. Gdy po nich weszli, przeszli przez kolejne drzwi. Znaleźli się w zadaszonym, otwartym z jednej strony korytarzu. Roztaczał się z niego cudowny widok na mały dziedziniec z fontanną pośrodku. Po drugiej stronie przejścia znajdowała się długa ściana, a w niej spora liczba drzwi. W pewnej chwili opat zatrzymał się. Przekręcił klucz w zamku, otworzył drzwi i gestem dłoni zaprosił dziewczynkę do środka.

 Pokój spodobał się Kiki. Był duży i wypełniały go stare meble z jasnego drewna. Stał tam okrągły stół z czterema wyściełanymi krzesłami dookoła, duży regał z półkami pełnymi książek i telewizorem, sofa z obiciem w czerwono-zielone paski i łóżko, a pod oknem znajdowało się biurko. Obok regału z książkami stała — o czym wspomniała już siostra Pryscylla — niewielka lodówka.

— Kubki, talerze i sztućce znajdziesz tutaj — powiedział wujek Nick i wskazał palcem na małą, zawieszoną na ścianie szafkę. Kiki wyciągnęła z niej talerz i położyła na nim jabłko i ciasto. W szafce leżały nawet serwetki. Miało się wrażenie, w tym miejscu wszystko było w doskonałym porządku.

— Podoba ci się pokój? — zapytał opat. Dziewczynka skinęła głową.

— Pomijając to, że wolałabym mieszkać obok ciebie, jest nawet bardzo fajny.

Kiki jadła ciasto i spoglądała na wuja, który stał — jak się mogło wydawać — nieco bezradnie obok drzwi. Nagle dziewczynce przyszła do głowy pewna myśl.

— Czy macie tu kredki? Kredki, dużą kartkę papieru i pinezki?

Wujek Nick podrapał się w brodę.

— Jeżeli to ci wystarczy do szczęścia... — odparł wreszcie. — Takie rzeczy mamy w naszej szkole. Teraz, w czasie ferii, i tak nikt ich nie potrzebuje. Poproszę kogoś, żeby ci to podrzucił.

— Dziękuję — powiedziała Kiki, usiadłszy na łóżku w celu sprawdzenia, czy jest wygodne. Po kilku bujnięciach stwierdziła, że było dokładnie takie, o jakim marzyła — nie za miękkie, za to z puszystą kołdrą.

— Jeżeli nie jestem ci potrzebny, pójdę już sobie — rzekł w końcu opat.

— A jeżeli będziesz mi potrzebny? — zapytała dziewczynka.

— Jeżeli będę ci potrzebny, zadzwoń na moją komórkę — powiedział wujek Nick i zapisał swój numer na karteczce. — Zobaczymy się w każdym razie na kolacji.

 

Kiki została sama. Po niedługim czasie ktoś zapukał do drzwi. Była to młoda dziewczyna, która przyniosła gościowi papier, kredki i pinezki. Kiki podziękowała, po czym zabrała się do pracy. Wielkimi, kolorowymi literami napisała na kartce: Kikizura. A poniżej: „Mężczyznom wstęp surowo wzbroniony”. Pod spodem dziewczynka namalowała jeszcze trzy trupie czaszki.

Potem za pomocą pinezek przymocowała kartkę na zewnętrznej stronie drzwi swojego pokoju.

Ukończywszy swoje dzieło, Kiki zjadła jabłko, położyła się na sofie i natychmiast zasnęła.


* Dirndl (w dialekcie południowoniemieckim dosłownie: „dziewczyna”) — kobiecy strój ludowy noszony w Austrii i południowych Niemczech, składający się z bluzki z falbankami, zwężonej u góry sukienki i fartucha (przyp. tłum.).

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama